Mam nadzieję, że wszystkim Święta Bożego Narodzenia upłynęły w zdrowiu w domowej atmosferze. Niestety, w naszym domu pojawiła się zaraza, która położyła pokotem połowę rodziny. Do tego starszemu potworowi wypadł ząb i mieliśmy wizytę niechcianych lokatorów... Kumulacja jak się patrzy!
A teraz o innej zarazie, która mnie trafiła tuż przed świętami. Jak zapowiedziałam w poprzednim poście, moim celem na ostatnie dni roku była realizacja kilku hafciarskich celów. Na początek postanowiłam rozprawić się z konfetti w Damie Pik.
Kilka dni się pomęczyłam i było.
Ale już nie ma.
Często w czasie haftu, patrząc z bliska na robótkę, nie wiemy czym tak naprawdę będą te xxx i dopiero kiedy odsuwamy haft na wyciągnięcie ręki widać, że te niezrozumiałe plamy kolorów układają się w logiczną całość i tworzą istotny detal obrazka.
Dokładnie tak miałam w czasie haftowania Damy Pik, te wszystkie szare, beżowe, brązowe, zielone i fioletowe pikselki z bliska nic mi nie przypominały, ale dopiero po odsunięciu ręki z robótką od oczu zobaczyłam ładnie wycieniowane tło z rombów ;)
Mam to szczęście, że granice między stronami w moich robótkach nie odcinają się zbytnio od siebie, ale zawsze przyglądam się z uwagą miejscu "łączenia" stron. Tutaj fizycznie różnicy nie widać, ale coś mi nie grało z kolorami... Im dłużej patrzyłam tym bardziej rosło przerażenie w moich oczach.
Nie, nie pomyliłam kolorów, chociaż przez chwilę miałam taką obawę. Jest dużo gorzej... brakuje mi kawałka strony i jest po prostu źle!
Kilka lat temu, kiedy przygotowywałam sobie kopię roboczą wzoru zadowolona puściłam wszystko na kopiarce i oryginał schowałam w bezpieczne miejsce, żeby się broń Boże nie zniszczył. Zapomniałam tylko o jednym istotnym elemencie- nie sprawdziłam jakości odbitki! Sama rozpiska mulin skopiowała się doskonale, to tylko te 30 stron wzoru nie wiedzieć czemu nie chciało współpracować :/ Na zdjęciu jest oryginalna kartka wzoru, a poniżej moja kopia. Każda strona ma takie przesunięcie...
Kiedy w tym roku wesoło zabrałam się za haft następnej strony wzoru niczego nie podejrzewałam... No cóż, lepiej zorientować się po zrobieniu 2 stron niż całego rzędu :)
Tkanina zostanie odcięta i wykorzystana na jakieś drobiazgi, a sama Dama Pik trafia do kąta, gdzie będzie miała czas na przemyślenie swojego niedopuszczalnego zachowania (że też nie dała mi znać wcześniej!) i gdzie będzie czekać, aż znowu będę miała czas (i siłę) zasiąść do tego haftu.
Ale w ten przewrotny sposób zostało mi już "tylko" 11 prac rozpoczętych :P
Od dzisiaj, będę po 50 000 000 razy upewniać się, że wszystko jest ok, zwłaszcza w moich kolosach ;)
Do usłyszenia w Nowym Roku!
3 komentarze:
Najgorsze co może się trafić przy takich kolosach. Współczuję
Ja do mojego kolosa miałam dwa podejścia. Za pierwszym razem okazało się, że kwadrat 10 na 10, nie był kwadratowy a prostokątny. Wydało się to tylko dzięki temu, że było koło wyhaftowane...
Cierpliwości i szybkiego powrotu do Damy... bo warto
wow, dobrze ,że szybko się zorientowałaś :). nie wyobrażam sobie, zrobić cały rząd i musieć go spruć :(
obraz jest prześliczny, mam nadzieję ,że damę odlożysz tylko na chwilkę :)
pozdrawiam
Ojoj przykre...
Prześlij komentarz