Witajcie!
Znowu życie miało dla mnie inne plany niż przygotowanie postów na bloga. Przede wszystkim młodsza potwora mi się pochorowała i nastraszyła gorączką po 39,6 stopni, a potem nudziła się w domu i jeśli udawało mi się postawić choć 20 krzyżyków to był to udany dzień. Teraz choróbsko już za nami i cieszymy się wiosenną pogodą na podwórku :)
Wracając do haftów! W tym miesiącu jedna z grup na FB w której jestem zorganizowała akcję "spring clean your oldest WIP". Najstarsza jest ikona, ale do końca jeszcze trochę i w sumie ciągle nad nią dziubię po trochu. Potem najstarszy byłby morski sampler, ale tak naprawdę w tej chwili jest to restart, więc się nie liczy. Za to następny w kolejności jest żaglowiec, a w nim dużo do roboty nie było.
Pod koniec roku zostało mi już tylko trochę morza do wypełnienia, mewy, kilka przegapionych krzyżyków wśród żagli i kontury.
W poniedziałek rano postawiłam ostatnich 5 brakujących krzyżyków i zaczęłam kreskowanie. Ile tego tam było! Czarny 1 nitką, 2 nitkami, 3 nitkami, szary, biały, ciemno szary, brązowy w 2 wariantach i na koniec jeszcze skręcony z 5 niteczek sznurek, który okropnie przeciąga się przez tkaninę na tym etapie. Dwa dni mi zeszło, a miałam nadzieję wyrobić się w jeden dzień. O ja naiwna :P
Ale było warto :) Ciesze się, że mam go z głowy i mogę się skupić na dobijaniu innych prac :)
Teraz pora na krótka śmieszną historyjkę, a potem chwilka narzekań i notka dla siebie na przyszłość.
W niedzielę siedzę i staram się zrobić wszystkie krzyżyki żeby poniedziałek zacząć od konturów. Mąż przechodził i patrzy jak haftuję, przygląda się wzorowi i mówi: Tyle lat haftujesz i nie zauważyłaś! Jedyne co mogłam odpowiedzieć to : Tyle lat to haftuję i nie zauważyłeś! ;)
Jestem ciekawa czy wy to zauważyliście... Popatrzcie uważnie na poniższe zdjęcie i powiedzcie sami, że mąż nie ma racji.
Tak. Ten żaglowiec nie ma masztów! Nie ma też żadnego podwyższenia na rufie gdzie powinno być koło sterowe, nie ma też ludzi na olinowaniu, a zawsze jest tak przynajmniej kilka osób żeby błyskawicznie reagować na polecenia kapitana. Tak więc obrazek jest ładny, do momentu aż zaczynamy przyglądać się szczegółom. Ale mąż czepialski jest, co też robi swoje ;)
To teraz notka ku pamięci: nie zostawiać na lata całe prac haftowanych w ręce! Bo zostają ślady które nie do końca dają się sprać :( Mydło, mydełko do odplamiania i vanish nie dały rady. Szczęściem zabrudzenia są w części, która będzie schowana pod passepartout! I jeszcze jedna rzecz: zmienia się naciąg nitek przez te lata i przy oprawie trzeba będzie dokonać cudu przy naciąganiu pracy żeby było równiutko :/
Ufok sprzątnięty przed wiosną, więc idę pracować nad innym hafcikiem :)
Do usłyszenia!
PS. Co do mojego wyboru kolorów do TBS- poprzedni post został edytowany i znajduje się tam teraz link do miejsca gdzie znalazłam numerację dmc której używam.
PPS. SAL już nieaktualny, więc nie powinno wam obrzydnąć oglądanie samplera na kilkudziesięciu blogach jednocześnie, bo większość dziewczyn robi przerwę ;)