Moje staniczki wreszcie do mnie wróciły! Wybaczcie ciemne zdjęcia, jak wróciłam do domu, to już ciemno zupełnie było, a przecież jeszcze rodzinka nie nakarmiona i koperta od Basi leżała na stole i wolała mnie do siebie przez prawie godzinkę!
Ale mam już swój skarb w domu :) Tak prezentuje się całość staniorków
A teraz ciekawostka "przyrodnicza", czyli podgląd na lewą stronę. Choć w dalszym ciągu twierdzę, że haft krzyżykowy nie wymaga nic poza umiejętność trzymania igły i liczenia do 10-ciu, to sposobów na doprowadzenie obrazka od punktu A do B jest tyle ile hafciarek :) tutaj dopiero widać, jak różnią się nasze prace :)
Do tego dostałam mnóstwo herbatek i cukiereczków, które zostały od razu skonfiskowane przez moich chłopaków :)
To by było chwilowo wszystko co mam do pokazania, zdjęcia albumu dalej czekają na obróbkę, nowy scrap czeka na zdjęcia do weekendu, bo mąż mi aparat podebrał dla własnych celów na cały weekend, a pudełeczko zapałczane obfoci się w warunkach "polowych" już w najbliższych dniach :)
W międzyczasie, proszę wszystkie zainteresowane i chętne osoby do wzięcia udziału w ankiecie na pewnym blogu :)
Cudne są, i jaką mają przebogatą historię, zazdroszczę;-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFejferku,tak sie ciesze ze dotarly calo!Szkod a tylko,ze pieknie nagryzmolony liscik zastalam na swoim biurku po powrociez poczty:/ Niestety skleroza nie boli....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko w szaro-bury i mokry wtorek:)
REWELACJA! :-)
OdpowiedzUsuńA ja zauważyłam, że zapomniałam się "podpisać" przy swoim hafcie :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!